jak?! JAK ten film może mieć taką ocenę? DNO po prostu. rodzice Augusta czy Evana pokochali się po pierwszym numerku tak, żeby czekać na siebie 11 lat?! od kiedy na scenę akcji wszedł chłopczyk domyśliłam się całej fabuły i, o dziwo!, była identyczna! dziecko cud, nigdy nie miało w rękach gitary aż tu nagle TAKI talent. GRA! nie zna nut, ale co tam, przecież to GENIUSZ nie potrzebuje znajomości gry na gitarze, pianinie, organach czy na czymkolwiek innym. on wszystko potrafi. nut nauczył się po jednym spojrzeniu. mimo tego, że nigdy nie grał na instrumentach doskonale wie jak się to robi i robi to, znowu o dziwo!, doskonale! układ rąk na pianinie i w ogóle wszystko PERFEKTO! drugi Mozart! napisał rapsodię czy cokolwiek to tam było nie znając nut. wyprzedzając porównania do sławnego i genialnego Mozarta, który jako dziecko tworzył swoje utwory to pragnę uprzedzić, iż Amadeusz uczył się grać WCZEŚNIEJ. zanim je napisał uczył go ojciec! a scena jak poznaje rodziców... Boże myślałam że się przekręcę! proszę wybaczyć za chaotyczność, ale ten film był tak żałosny, tak beznadziejny i jeszcze taka wysoka ocena, że emocje wzięły górę. daję 5/10, za dobrą muzykę i za Jonathana Rhys Meyersa. to by było na tyle, co można w tym filmie ocenić. FINITO. film - gniot. nie polecam.
może gniotem czy dnem aż bym go nie nazwała, ale przyznaję rację, że film zdecydowanie nie zasługuje na ocenę 8,1!!!!!!! naiwność, przewidywalność i ta przesłodzona amerykańska ckliwość przesłoniły mi wszystkie walory tego filmu, o ile takowe były!! najbardziej mnie skręcało, kiedy chłopczyk grał na gitarze albo, o zgrozo!, dyrygował!! każdy kto miał choć odrobinę styczności z instrumentami widział, oglądając film, że chłopak musi być głuchy totalnie na dźwięk!! no to tyle, dziękuję.
Nieważne czy głuchy czy nie głuchy na dźwięk, w amerykanskim kinie najważniejsze, żeby był ładny. Resztę się dokręci. :)
dokładnie! każdy kto zna się choć trochę na dyrygowaniu, harmonii i instrumentach muzycznych skręcał się ze śmiechu (albo bólu?) oglądając tego dzieciaka w akcji :)
myślę, że jesteś zbyt surowa. Zgodzę się, film naiwny, czasami nawet bardzo, ale moim zdaniem jest on naiwnie piękny, dla mnie ma coś takiego w sobie, że budzi uśmiech na twarzy... to film magiczny, nie ze względu na fabułę ale na klimat i przesłanie, że jeżeli czegoś pragniesz całego serca, to prędzej, czy później cię to spotka...
no i oczywiście muzyka- od razu człowiekowi robi się cieplej na sercu...
Naiwny - tak, gniot - chyba nie. Jeśli ktoś, wzorem tego, czego uczyli nas w podstawówce przy przepięknych czasem wierszach, zacznie "rozbierać" film na "scena po scenie", to pewnie i na jedynkę nie wystarczy. Ale tu chodzi chyba o całokształt. Mnie urzekła muza, a sposób, w jaki wpleciono ją w film, jest niezły.
niestety. To jest film obyczajowy, a nie biograficzny a tym bardziej dokumentalny.
Bajka, ale zgrabnie zrealizowana.
Z tej też przyczyny niektórzy (niesłusznie moim zdaniem) uważają, że o gustach się nie dyskutuje. Jedni lubią klasykę, inni jazz a jeszcze inni dico-polo.
Disco-polo akurat to nie moje klimaty ;) - Co do filmu uważam że tutaj chodzi o sposób oceniania, akurat ja bardzo rzadko oceniam filmy na jedynkę czy dwójkę - Musi mię rzeczywiście dana produkcja mocno irytować.
Co do tego filmu od oceniłem go na średniaczka, lukrowany owszem jednak ma swoją lekkość która mi odpowiada :)
Napisałem disco-polo bo to wzbudza zawsze największe emocje :-) Chodziło mi o skrajności. Nie było tu nic ad personam.
Ilość lukru w tym filmie przekroczyła moje granice, stąd tak niska moja ocena. Tym bardziej, że obawiam się iż kiczowatość nie była świadomym zabiegiem twórców.
Bardzo rzadko wstawiam skrajne oceny, tu nie mogłem się oprzeć.
Rozumiem ;) - Akurat mam inne odczucia, kiczowatość-lukier uważam był zamierzony ;)
Jednak okej szanuje zdanie innych :)
Fil to nie tylko fabuła. Może być banalna, ale inne elementy języka filmu zdecydują, że film wielu wyda się wartościowy i godny uwagi.